W piłce wszystko może się zdarzyć: polska drużyna może po kilkunastu latach awansować do elitarnej Ligi Mistrzów, przed rewanżem ulegając w lidze na swoim obiekcie ekipie, która nie dała się samej Barcelonie.

Większość z nas w najbliższy wtorek będzie oglądać rewanżowy mecz Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów, wtedy część będzie jej kibicować przed telewizorem. W sobotę jednak wszyscy liczą na zwycięstwo Lechii w stolicy. Przecież każdy w Gdańsku po tak efektownym starcie nie powinien mieć wątpliwości, że to nasza drużyna jest zdecydowanym faworytem tego meczu, bo w zasadzie dlaczego nie? Wojskowi nie potrafią wygrać z drużyną z Bukaresztu, a z Ruchem z Chorzowa dostają „bęcki”. Nasi w przeciwieństwie do mistrza, ani nie przegrali żadnego meczu ligowego, nie dali się też przecież samej FC Barcelonie. W dodatku przed meczem o jakieś 20 milionów, trener Urban musi trochę odpuścić – no chyba, że chce przestraszyć Steuaę jakimś wysokim wynikiem… Nasi piłkarze są ambitni, a w dodatku w niezłej dyspozycji. Dodatkowo gospodarze mają mniej czasu na regeneracje, wysoką obawę o kontuzję, która eliminowała ich z tak ważnego meczu. Co jak co, ale np. taki Paweł Buzała nogi nie odstawi i wyprzedzi kogo trzeba w odpowiednim czasie. Pytanie czy trafi? Trochę może zbyt optymistyczna ta prognoza, ale za oknem pochmurno więc przyda się nam wszystkim trochę optymizmu. „Bić mistrza Lechio!” 

Źródło: Własne