W pierwszym kwadransie na boisku niewiele się działo. Może dlatego, że spóźniłem się 15 minut, bo trochę niedoszacowałem poziomu trudności parkowania w okolicy stadionu przy Łazienkowskiej 3.

Następnie mieliśmy długi fragment gry, który dobrze znamy - “niby jest dobrze, ale niewiele z tego wynika”. Lechia przeważała, tworzyła sytuacje, lecz brakowało jej skuteczności. W 16. minucie po zamieszaniu w polu karnym bliski szczęścia był Augustyn, lecz Malarz wybił piłkę z linii bramkowej. Kilka chwil później w dobrej sytuacji znalazł się Flavio, lecz przestrzelił próbując lobować. Z narożnika pola karnego uderzał też Haraslin, lecz trafił prosto w bramkarza.

Lechia długimi fragmentami potrafiła utrzymać piłkę na połowie rywala, a oskrzydlające akcje z udziałem Mladenovicia, Maka i Haraslina stwarzały okazje do zagrożenia bramce Legii.

Gospodarze nie potrafili przedostać się pod pole karne Kuciaka grając atakiem pozycyjnym. Również ich nieliczne próby kontrataków często kończyły się przechwytami. W tym fragmencie meczu wyglądało to z naszej strony bardzo solidnie. Znowu pewnością imponował Augustyn, solidnie grał Łukasik. Piłkarzem, który prezentował się słabiej był z pewnością Lipski.

Po dwóch kwadransach Lechia bardziej się cofnęła, a swoje okazje zaczęli tworzyć gospodarze. W poczynania piłkarzy Stokowca wkradło się więcej nerwowości. Dobra akcja na skrzydle Hlouska zakończyła się zablokowanym strzałem Kante. W 36. minucie meczu Michał Nalepa otrzymał żółtą kartkę za faul w bocznym sektorze boiska, po którym kolejną szansę stworzyła Legia, lecz piłka wyszła na róg. Pod koniec pierwszej połowy Lechia skupiła się na odpieraniu ataków pozycyjnych Legii.

Krótko po wznowieniu gry groźnie było za sprawą Haraslina, którego dochodząca do bramki centra o kilkanaście centymetrów minęła bramkę Malarza. Chwilę później znów dośrodkowywał Lukas, lecz piłka została wybita na rzut rożny.

Następnie do głosu zaczęła dochodzić Legia, która radziła sobie dużo lepiej niż w pierwszej połowie, czego efektem był zablokowany strzał Kante oraz dwie groźne akcje kombinacyjne zakończone spalonym.

Choć Lechia niewiele atakowała, była bliska zdobycia bramki w 58. minucie. Po dograniu Haraslina, strzał z woleja oddał Kubicki, lecz przeniósł piłkę nad poprzeczką. Serią ataków odpowiedzieli gospodarze, ale nie potrafili wykreować stuprocentowej sytuacji. W międzyczasie na boisku zameldował się Karol Fila, zmieniając grającego z żółtą kartką Maka.

W tym fragmencie gry Lechia częściej decydowała się na długie piłki, gdyż miała problem z wysokim pressingiem Legii, która momentami wychodziła do naszych obrońców czterema zawodnikami.

Blisko szczęścia był Stolarski, który po indywidualnej akcji uderzył lewą nogą tuż obok okienka bramki Malarza.

Po chwili słabego Lipskiego zmienił Sopoćko. Na ten debiut wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy, mając w pamięci obiecujące występy w sparingach. “Sopot” niemal od razu pokazał się z dobrej strony. Udanie rozegrał piłkę w środku pola, a po chwili znalazł się w dobrej okazji tuż przed Malarzem, lecz obrońca sprzątnął mu piłkę sprzed nosa.

Bardzo gorąco zrobiło się na 5 minut przed upływem regulaminowego czasu gry. Groźne strzały legionistów w świetnym stylu obronił Kuciak, a ostatnia dobitka przeleciała nad poprzeczką.

W końcówce Chrzanowski zmienił świetnie grającego dzisiaj Haraslina. Trzeba podkreślić, że Lukas znakomicie radził sobie z obrońcami gospodarzy zakładając im siatki i mijając ich dynamicznymi dryblingami.

W doliczonym czasie gry Lechia potrafiła długo utrzymać się przy piłce, co strasznie irytowało fanów warszawskiej drużyny. Nie udało się jednak stworzyć żadnej sytuacji do zdobycia gola i sędzia po czterech dodatkowych minutach zakończył mecz.

Kibice Legii skwitowali końcowy gwizdek własnymi gwizdami, a w nas pozostaje z pewnością poczucie niedosytu. Lechia zagrała niezły mecz, a przy lepszej skuteczności moglibyśmy cieszyć się z wyjazdowych trzech punktów.