lechia

Kolejny weekend przyniósł nowinki ze stadionów naszych Zgód i FC.

Cracovia Kraków 2:3 (2:2) Śląsk Wrocław

Sędzia: Paweł Pskit
Widzów: 2500 (320 Zlsk)

Bramki: (sam.) Foju, Polczak / Diaz (2), Sotirović

żółte kartki: Klich (2) / Kaźmierczak, Sotirović, Spahić

czerwone kartki: Polczak

Fanslask.pl

Frekwencja – śmiech na sali. Gdy niespełna rok temu chcieliśmy zakupić 2 000 wejściówek to ze strony kibiców Cracovii spotkaliśmy się z obśmianiem. Uważali, że to niemożliwe byśmy wykorzystali tyle kart wstępu na – było nie było – wyjeździe. Teraz wiemy skąd te ich powątpiewania. Ich po prostu tylu nie ma, a że każdy sądzi według siebie…
Odnieśliśmy wrażenie, że fani Pasów to tak naprawdę nie są kibice własnej drużyny, lecz przede wszystkim są zorientowani antywiślacko. Najpierw nienawiść do wroga, dopiero potem sympatia z własnym klubem.
Po haśle „kto nie skacze ten za Wisłą” tylko jednostki z trybuny głównej nie podskakiwały. Gamonie (ci, którzy nakręcali antywiślackie skakanie) nie pomyśleli o tym, że za chwilę dokładnie to samo hasło poleci z sektora wrocławskiego. Trochę się skonsternowali, ale skakać pod dyktando fanów przyjezdnych już nie chcieli.
Cracovia na Suchych Stawach czuje się niepewnie. To widać po niewielkiej ilości flag. I to flag niewielkich.
Doping – głównie antywiślacki. Oprawy nie odnotowaliśmy, ale tu mają usprawiedliwienie. Skoro czują się niepewnie, to wszelkie działania są ryzykowne.
Ze strony Śląska również rewelacji nie odnotowano. Dwie flagi. doping jak na taką ilość osób – niespecjalny. Faktem jest, że do śpiewania było o kilkadziesiąt osób mniej niż znajdowało się na trybunach, bo wycieczka wiślaków raczej nie była z tych angażujących się w popisy wokalne…

Ruch Chorzów 2:0 (2:0) Wisła Kraków
Sędzia:Michał Mularczyk
Widzów: 5500 (go[ci 0)

Bramki: Nykiel 21', Straka 31'

żółte kartki: Grodzicki, Paljić

Własne

Wisła przegrała swój mecz ligowy aż 2:0. Na meczu nie zasiedli fanatycy z Krakowa, w związku z zakazem wyjazdowym nałożonym po derbowym spotkaniu z Cracovią.

Kotwica Kołobrzeg 4:1 (2:0) Gryf Słupsk

Sędzia: Bartosz Kramer
Widzów: 400

Bramki: Frączczak (3),Wólkiewicz / Biegański

żółte kartki: Frączczak, Cebulski, Szych / Rudziński

gryf95slupsk.pl

Kompletnie nie udał się pierwszy mecz nowego sezonu piłkarzom Gryfa Słupsk. Doznali dotkliwej porażki z jednym z faworytów do awansu Kotwicą Kołobrzeg 1:4 (0:2).
Przed meczem kibice słupskiej jedenastki (którzy jednak wobec braku odpowiednich dla nich warunków nie przybyli na spotkanie) mieli sporo nadziei widząc ostatnie ruchy kadrowe w klubie oraz grę słupszczan w sparingach. Niestety, nadzieje pękły jak bańka mydlana. Już na początku meczu (odbywał się na sztucznej murawie zroszonej tuż przed spotkaniem rzęsistym deszczem) do siatki trafił najlepszy strzelec ostatniego sezonu w barwach Kotwicy, Adam Frączczak. Był to jednak okres niezłej gry słupszczan, którzy walczyli jak równi z równym i dotrzymywali ktoku gospodarzom odpowiadając na ich akcje. Świetny strzał z dystansu oddał Honorat Stróż, jednak z największą trudnością sparował jego uderzenie Artur Tumaszyk. Akcje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Dwukrotnie zagroził słupskiej bramce pozyskany z Regi Trzebiatów Cezary Przewoźniak. Najpierw zablokował go z trudem Tomasz Bukowski, a następnie jego strzał obronił Łukasz Krymowski. Słupszczanie po kwadransie wyprowadzili modelową akcję. Piłka chodziła jak po sznurku i przed szansą stanął Paweł Kryszałowicz. Strzelił jednak zbyt słabo, po ziemi i bardziej w środek bramki i nie mógł zaskoczyć Tumaszyka. Indywidualną akcję przeprowadził też Paweł Waleszczyk, który podprowadził sobie piłkę na bok pola karnego, ale znów świetną paradą bramkarz Kotwicy zażegnał niebezpieczeństwo. Niestety, niezła gra w tym okresie słupskiej jedenastki nic nie dała, a niewykorzystana sytuacja tradycyjnie się zemściła. Po rzucie rożnym piłka została wycofana na 14 metr, a tam huknął niczym z armaty Frączczak i płaskim strzałem nie dał szans Krymowskiemu. Później Bukowski (któremu jednak zdarzyło się kilka kiksów w tym spotkaniu) w ostatniej chwili wespół z Krymowskim zablokowali atak Daniela Wólkiewicza. Gryfici mieli okazję na zdobycie bramki kontaktowej. Biegański atakując prawą stroną posłał piłkę tuż obok dalszego słupka. Do przerwy było to więc ciekawe spotkanie i kibice gospodarzy mogli być zadowoleni z widowiska.
W drugiej połowie coraz bardziej uwidaczniała się przewaga Kotwicy w środku pola. Byli szybsi, dokładniejsi i zdecydowanie waleczniejsi od gryfitów. Słupszczanie zbyt wiele piłek zagrywali też górą, przez to ją tracili, a przez to również tracili siły na jej odzyskanie. Podopieczni Mariusza Kurasa raz po raz nękali gości dośrodkowaniami w pole karne. Po rzucie rożnym jednak gryfici znów mogli pokusić się o zdobycie kontaktowego gola, który pozwoliłby myśleć jeszcze o korzystnym wyniku. Uderzenie głową Artura Sarny instynktownie broni jednak Tumaszyk. Kontuzja Pawła Kryszałowicza, której doznał chwilę potem oraz kolejny gol Frączczaka sprawiły, że o jakiejkolwiek szansie na dogonienie Kotwicy można było zapomnieć. Od tej pory na boisku panowała Kotwica. Nie było dla nich straconych piłek, a gryfitom trudno było wymienić trzy podania między sobą, bo natychmiast akcje były przerywane przez zdecydowanie grających kołobrzeżan. Jedno z kolejnych dośrodkowań zamienił na gola Wólkiewicz, a następnie podobną okazję marnuje Frączczak. Słupszczan stać było jedynie na dwie odpowiedzi. Najpierw Świdziński po niezłej akcji strzelił zbyt słabo, a w ostatniej minucie padła w końcu honorowa bramka. Strzelał Biegański podcinając piłkę nad wybiegającym bramkarzem. Marcin Dymek próbował jeszcze ratować sytuację, ale nie dał rady wybić piłki. - Nie chciałbym się wypowiadać po tym meczu - powiedział schodząc z boiska rozgroryczony Wojciech Polakowski.
Kotwica pokazała, że będzie poważnym kandydatem do awansu do II ligi. W tle sztucznego boiska można było oglądać wznoszony stadion. Zgrzytem w organizacji tego meczu był jednak nie tylko brak słupskich kibiców, ale też przerwa w grze spowodowana wybiciem piłek na teren budowy. Znalazły się tam trzy, czwartej już nie było, a po wcześniejsze nikt z organizatorów nie raczył się pofatygować, więc musiał to uczynić jeden z piłkarzy.

Pogoń Prabuty 0:3 (0:2) Pomezania Malbork
Sędzia: Mariusz Podjacki
Widzów: 400 (94)

Bramki: Statkiewicz 24', Mioduński 33' / Polus '81

pomezania.pl

Mecz inaugurujący rozgrywki IV ligi przyszło nam rozegrać z beniaminkiem z Prabut. Na wyjazd wybieramy się pociągiem w liczbie 94 osób w tym 4 Lechistów z Pruszcza Gdańskiego oraz 13 z Dzierzgonia. Na płocie wieszamy jedną flagę "Tylko Pomka". Przez całe spotkanie prowadzimy doping. Miejscowa widowania i młynek tego dnia wyjątkowo wrogo do nas nastawiony bluzga i prowokuje cały mecz. Z naszej strony trochę prześmiewczych wrzut. Na meczu bardzo dużo ochrony i policji. W drugiej połowie rzucamy swiece dymną, którą jeden z nadgorliwych ochroniarzy podniósł i rzucił w nasz sektor co spowodowało nerwową atmosferę zaczęło sie szarpanie płotem, wjazd ochrony, gazowanie i tyle wszystkiego. Po meczu drużyna dziękuje nam za doping i w silnej obstawie wracamy na pociąg. W Prabutach pełen folklor (15 letnie dziewczyny, najebane żule itp.) i oby jak najmniej takich wiejskich wyjazdów. Na koniec dzięki za wsparcie dla Lechistów z Pruszcza i Dzierzgonia.

SKRÓT MECZU Z KANAŁU POGOŃPRABUTY TV

Chojniczanka Chojnice 3:2 (0:2) Jarota Jarocin

Sędzia: ?
Widzów: ?

Bramki: Bartoszak (2) / Kwietniewski (2), Ziemak

NaszeMiasto.pl

Gdy do przerwy piłkarze Chojniczanki przegrywali z Jarotą Jarocin 0:2, po fatalnej grze i frajersko strzelonych bramkach, niewielu wierzyło w końcowy sukces. Jednak na drugą połowę wyszedł odmieniony zespół, który wprawił w ekstazę kibiców. Chojniczan- ka wygrała 3:2, a bohaterem gospodarzy był wracający po kontuzji Tomasz Pestka, który wypracował wszystkie bramki.
Mecz rozpoczął się dla beniaminka z Chojnic fatalnie. W piątej minucie Grzegorz Jakosz zbyt lekko podał piłkę do bramkarza Krzysztofa Barana, futbolówkę przejął Krzysztof Bartoszak i wyprowadził gości na prowadzenie. Błędy się mnożyły. W 40 minucie Artur Kowalczyk kopnął w przeciwnika, a do odbitej piłki znów dopadł Bartoszak, ale tym razem przegrał pojedynek sam na sam z Baranem.
W 45 minucie ten sam zawodnik wykorzystał jednak niezrozumienie Kowalczyka z Baranem i zrobiło się 0:2. Po tej akcji od kibiców oberwało się sędziemu Andrzejowi Mellerowi, który ich zdaniem powinien chwilę wcześniej podyktować rzut karny, bo ciągnięty za koszulkę był Daniel Fabich. Z pewnością sędzia wskazałby na jedenasty metr, gdyby Fabich się przewrócił. Ten jednak utrzymał się na nogach i oddał niecelny strzał, a dopiero potem zaczął protestować.
Trener Chojniczanki Grzegorz Kapica już w 25 minucie zmienił Jakosza (zastąpił go sprowadzony w piątek Grzegorz Pach), a po przerwie za Daniela Fabicha i Aleksandara Atanackovicia na boisku pojawili się Tomasz Pestka i Piotr Kwietniewski. Te zmiany okazały się kluczowe. W 55 minucie Pestka dośrodkował z prawej strony, a z bliska piłkę wepchnął do siatki właśnie "Kwiatek".
Dziewięć minut później Pestka dostał świetne prostopadłe podanie od Sławomira Ziemaka, miał przed sobą bramkarza, ale wyłożył piłkę Kwietniewskiemu, który pewnie skierował ją do pustej bramki.
Nie minęło 10 minut, a Pestka zaliczył trzecią asystę. Tym razem był faulowany w polu karnym przez Dariusza Jurackiego (otrzymał czerwoną kartkę), a karnego pewnie na bramkę zamienił Ziemak. "Pestek" miał jeszcze dwie wyśmienite okazje, by samemu strzelić bramkę (m.in. nie trafił z trzech metrów do pustej bramki głową), ale i tak został bohaterem. Jego nazwisko kibice skandowali jeszcze przez kilka minut po meczu. Asystent trenera Leszek Szank w radości nawet po meczu przyklęknął, by symbolicznie wyczyścić Pestce buty.
- Piękny sport, prawda? Za to kochamy tę dyscyplinę - rozpoczął pomeczową konferencję prasową trener Chojniczanki, Grzegorz Kapica. - Po pierwszej połowie nikt by pięciu groszy nie postawił na to, że cokolwiek się zmieni. Ale to tylko pewnie ci, którzy nie wiedzą, że mecz trwa 90 minut. Nigdy nie wystawiam indywidualnych cenzurek, ale Tomkowi Pestce postawię taki mały plusik przy jego nazwisku.

Bytovia Bytów 4:1 (0:2) Pogoń Barlinek

Sędzia: Jan Filipczyk
Widzów: 800

Bramki: Gronowski (2) / Pięta (2), Kochan

bytovia.pl

Stęskniona III-ligowej piłki bytowska publiczność nie zawiodła się. Podopieczni Waldemara Walkusza po dobrym spotkaniu rozgromili Pogoń 4:1.
Mniej zorientowani w letnich poczynaniach działaczy zdziwili się widząc na ławce rezerwowych mocnych zawodników i pewnych dotąd miejsca w jedenastce. W wyjściowym składzie zagrało aż 5 nowych zawodników, w tym absolutny III-ligowy debiutant wychowanek klubu Mariusz Szmidke, który był kierowany przez duet Michasł Szałek - Piotr Nawrocki. Ci z kolei rozumieli się jakby grali ze sobą od dłuższego czasu. W środku rządził Wojciech Pięta wspomagany przez Piotra Łapigrowskiego. Z kolei z przodu brylował Jakub Gronowski, który już w 7 min wykorzystał swoją pierwszą okazję strzelecką po rzucie karnym. Później okazje strzeleckie mieli Wojciech Pięta w 34 min, Kamil Rosiak w 36 min i Sławomir Pufelski w 37 min. Ten ostatni zdobył nawet gola, ale wcześniej był gwizdek sędziego wskazującego pozycję spaloną. Zasłużona bramka padła po indywidualnej akcji Kuby Gronowskiego. Miał przy sobie trzech obrońców i naciskany przez jednego z nich „Grono” strzelił z dystansu pokonując Łukasza Trafalskiego. Efektowny gol sprawił, że snajper szybko stał się ulubieńcem bytowskiej publiczności.
Bohaterem drugiej połowy został Wojciech Pięta, który w 53 min po zwodzie znalazł lukę w bramce i ją skrzętnie wykorzystał podwyższając na 3:0. 10 min później Przemysław Kochan zakończył akcję „z klepki” nie dając szans Mateuszowi Oszmańcowi. Na szczęście bramka gości była tylko honorowym trafieniem - a nie golem kontaktowym. Wszelkie marzenia Pogoni o końcowym sukcesie wybił im z głowy wspomniany Wojciech Pięta ustalając wynik spotkania na 4:1. Wynik mógł być wyższy, gdyby większą skutecznością w stuprocentowych sytuacjach popisali się Krzysztof Bryndal i Maciej Rekowski.
Po meczu grupa kibiców podziękowała piłkarzom za udaną inaugurację przy wspólnym ognisku.